poniedziałek, 19 października 2015

Orla w "przeciwnym" kierunku

Ależ mi się rozciągnęła w czasie ta relacje z urlopu...Powoli zmierzamy do końca.
Po ciągu niepowodzeń i niepogody nastał ten dzień, kiedy wszystko musiało iść po naszej myśli. Zdecydowaliśmy się na Orlą Perć od przełęczy Krzyżne do Koziego Wierchu. Trasa w naszym słowniku nazwana "w odwrotnym kierunku" ponieważ wcześniej ten legendarny szlak dreptaliśmy od Zawratu do Krzyżnego. Całości na odwrót zrobić się nie da, gdyż (przypominam) od Zawratu do Koziego szlak jest jednokierunkowy.

Przełęcz Krzyżne w oddali
Ruszyliśmy z Palenicy Białczańskiej wcześnie rano, ludzi na asfalcie było już całkiem sporo. Odcinek do Wodogrzmotów minął nam błyskawicznie, dalej do Piątki doliną Roztoki również przeleciało jak z płatka. Niestety już tyle razy pokonywaliśmy ten odcinek, że chyba nawet się nie rozglądaliśmy, tylko skupialiśmy się na wyprzedzaniu masy ludzi. Nawet w górach człowieka może dopaść rutyna. Koło znanego mostku i sławnego kamienia zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę, byliśmy dużo przed mapowym czasem, a że było to już tak dawno temu to może też mi się wydawać, że było to dużo. ;)
Dolina Roztoki
 W Dolinie Pięciu Stawów skręciliśmy na żółty szlak prowadzący na przełęcz Krzyżne. Weszliśmy w zupełnie inny świat, nagle zniknęła wakacyjna ilość turystów, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dobrze się szło, nawet tym stromym podejściem. Na przełęczy zjedliśmy kanapki (kto śledzi na instagramie hasztag #pomyslnawycieczke, ten wie nawet z czym one były ;)).

Żółty szlak na Krzyżne
Piękny widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich
Pniemy się w górę, a za plecami takie widoki


Nadszedł czas na to co tygryski lubią najbardziej- piękną długą grań. :) Zaraz na wstępie przy pierwszych łańcuchach spotkaliśmy parę "agdzieterazmampostawićnogę, znacie ten typ? ;) Nie chcę tu nikogo wyśmiewać, rozumiem, że komuś ten szlak może sprawiać trudności, jednak w mojej klasyfikacji turystów istnieje taka właśnie grupa. Udało nam się wyprzedzić parę osób, ale nasi znajomi już nie mieli tyle szczęścia i utknęli na dobre. Po drodze jeszcze parę razy musieliśmy czekać z powodu większej ilości ludzi na szlaku, często z na przeciwka szły całe wycieczki. Taki urok sierpnia. ;)




 Pogoda względnie utrzymywała się, jednak gdy dotarliśmy na Granaty zaczęło się chmurzyć i spadło kilka kropel deszczu. Mokra orla prawdopodobnie nie byłaby ciekawa, ale tylko nas postraszyło. Od Granatów było już jakoś tak mniej ludzi, szło się bardzo przyjemnie.


Granat, tylko który? ;)
Świnica tańcząca z chmurami :)
 Przy wejściu do żlebu Kulczyńskiego wiedziałam, że to już koniec zabawy, koniec ciekawych przejść. Do Koziego Wierchu idzie się już kamienną ścieżką. Na Kozim byliśmy raptem 4 tygodnie wcześniej więc wielka chmura i brak widoczności jakoś specjalnie nam nie uprzykrzyły życia. Chociaż wiadomo że panorama z Koziego rządzi. ;) Mieliśmy za to przyjemność odwieść pewnego pana od pomysłu wybrania się w stronę Zawratu chociaż był uparty jak kozica.





Gdy schodziliśmy chmury się rozwiały i osoby, które zostały na szczycie na pewno miały piękne widoki. Spotkaliśmy również spore stadko kamzików. :) Droga powrotna przebiegła standardowo w dół. ;) Do auta wróciliśmy zadowoleni, iż w końcu wszystko poszło gładko, plan został zrealizowany w 100%. Jeszcze bardziej zadowoleni byliśmy na myśl kebaba w Poroninie. Szczerze polecam. :)

4 komentarze:

  1. Super, że pogoda pozwoliła przejść zaplanowaną trasę.:) Mi burze dwukrotnie przerywały próby przejścia Orlej w całości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Burza+Orla nie brzmi dobrze. Burza brzmi dobrze tylko w bezpiecznym schronisku. ;)

      Usuń
  2. Ja w tym roku byłam na fragmencie Orlej. Też nas straszyło burzą, jej centrum było gdzieś po słowackiej stronie, ale i tak nas przy zejściu trochę zmoczyło. To z czym były te kanapki? ;)

    OdpowiedzUsuń