piątek, 19 lipca 2019

Madera - Pico Ruivio

10.09.2018
Ostatni, pełny dzień na Maderze, który wykorzystaliśmy w sposób bardzo górski. Co prawda, najwyższy szczyt wyspy był cały czas przekładany z powodu pogody, a później wydarzył się wypadek z szyciem kolana, jednak ostatecznie udało się.

Nasza trasa zaczyna się na parkingu przy Pico Arieiro - jest to bardzo popularny punkt widokowy. Można z niego przejść kawałkiem szlaku, od samego początku jest bardzo ciekawy. Znajduje się tam charakterystyczna kopuła - jakiś punkt wojskowy (?).

Wyjeżdżamy bardzo wysoko

Stacja kosmiczna? ;)

Prognoza pogody jest średnio zadowalająca, przewidziane jest krótkie okienko. Już od samego początku jesteśmy powitani przez chmury i dosyć mocny, zimny wiatr. Chmury szybko wędrują przez grań, co chwilę odsłaniając nowe widoki, tylko po to by za sekundę je zasłonić. Każdy kadr trzeba szybko chwytać.













Szlak zaczyna się na wysokości 1818 m n.p.m, a najwyższy szczyt ma 1862m n.p.m, ścieżka jednak początkowo schodzi w dół, by później znowu móc się wspinać w górę. Portugalczycy jednak mają ogromne zamiłowanie do drążenia w skale. Dzięki temu powstało sporo ułatwień w postaci skalnych tuneli. W niektórych zdecydowanie przydaje się czołówka. 












Szlak jest bardzo malowniczy, dostarcza nam widoków, które są dosyć egzotyczne. Również rozwiązania "techniczne" prowadzenia trasy są ciekawe, np. wydrążone wąskie uskoki w skałach. Spotykamy też jakieś lokalne ptactwo, czyżby maderskie Kokoszki? 😉



Gdy przechodzimy na drugą stronę grani, temperatura spada i robi się chwilami jeszcze bardziej wietrznie. Przechodzimy przez usychający wawrzynowy las, który robi niesamowite wrażenie, dodatkowo podkręcone przez przewalające się chmury.



Tutaj widać przełęcz, którą się przechodzi, a po lewej, stary, zamknięty szlak





Dochodzimy do schroniska, jest jednak zamknięte. Dostępne są tutaj tylko toalety dla turystów. Z tego miejsca na szczyt jest już rzut kamieniem. 




Na górze jest bardzo mgliście, nie mamy okazji za dużo zobaczyć. Robimy szybką sesję zdjęciową i zwijamy się na dół. Wracamy tą samą trasą. Kiedyś była trasa wiodąca drugą stroną góry, jest jednak teraz zamknięta.




Na parking docieramy wraz z zacinającym, zimnym deszczem. Ostatnie kilometry mocno nas wychłodziły. Jednak zjeżdżając w dół do hotelu robi się coraz cieplej. Tylko góry zostają w chmurach ze swoją kapryśną pogodą. Szlakiem i widokami tego dnia jestem oczarowana. Zdecydowanie polecam góry Madery!

11.09.2018
Dzień naszego wylotu i dzień oddania auta do wypożyczalni. Wszystko odbyło się zgodnie z planem i nie zostaliśmy obciążeni żadnymi dodatkowymi kosztami. Tutaj możemy polecić stronę przez którą wypożyczaliśmy auto LINK.
Jako, że wypożyczalnia znajdowała się w centrum Funchal, mielibyśmy problem z powrotem do hotelu na transfer na lotnisko. Ten problem udało się bardzo sprawnie rozwiązać z pomocą rezydenta Itaki i zmieniliśmy miejsce transferu na hotel w centrum. Dzięki temu mieliśmy jeszcze trochę czasu na spacer wzdłuż wybrzeża.
Z czystym sercem możemy polecić wyjazdy z Itaką i ich last minute na Maderę. 💚


Ostatnie spojrzenie z balkonu

Autorska mapa Madery z planem taktycznym :)





Bye, bye Madeira!

środa, 5 czerwca 2019

Madera - dzień 5


9.09.2018
Tym razem, krótka relacja, pomimo że dzień był pełen wrażeń... Przedpołudnie zaczęliśmy od wycieczki na naturalne baseny w Saint Moniz. Jest to obiekt na wpół naturalny - system płytkich zatoczek został odgrodzony betonowym murkiem i połączony w baseny z oceaniczną wodą, która regularnie przelewa się przez murki. Pomimo, że pogoda nie była najlepsza (duże zachmurzenie), zdecydowaliśmy się na wejście. Dzięki tej aurze baseny były raczej puste i z łatwością można było sobie wybrać dowolne miejsce. Rozłożyliśmy się na betonowej wysepce z pięknym widokiem na rozbijające się fale. Nie jestem fanką basenów i pływania, a tutaj okazało się, że jednak całkiem nieźle mi to idzie -  słona woda robi robotę!







Każdy chciał mieć zdjęcie na tle rozbijających się fal i co chwilę na murku ktoś stawał, nas też nie mogło tam braknąć. Jednak kiedy Marcin stanął na miejscu i zaliczył już sesję zdjęciową, fale na tyle przybrały na mocy, że trudno było wrócić... W tym czasie woda tak wezbrała, że moją życiową misją było ratowanie ręczników, ciuchów i reszty rzeczy. Marcin przepłynął na nasz półwysep i wychodząc z wody ukazał krwawą dziurę w kolanie... Popchnięty przez falę zahaczył nogą o skałę - oszczędzę Wam tego widoku. Po wstępnym zaklejeniu kolana, pozostało nam obrać kierunek na kolejną atrakcję turystyczną - szpital w Funchal i spotkanie z portugalską służbą zdrowia. Okazała się być całkiem dobrze zorganizowana, ale niestety płatna, gdyż szkody szpitalne poniżej 50 euro w Portugalii są płatne (zapłaciliśmy 20 euro za 4 szwy).


Po tej niespodziewanej przygodzie został nam jeszcze wykupiony rejs katamaranem. Podczas rejsu załoga wypatruje różne wielorybowate i wskazuje kierunek, w którym trzeba patrzeć. Na zdjęciach jednak wyglądają one na bardzo małe i ciężko je dostrzec. Rejs zakończył się pod najwyższym klifem o zachodzie słońca. 

Widok na Funchal pnące się po wzgórzach




Pływanie jest niebezpieczne! Lepiej idźcie w góry. :)





Na górze punkt widokowy Cabo Giaro ze szklaną podłogą

Fotoincepcja - We need to go deeper.






Warto było zobaczyć Maderę z perspektywy wody, zobaczyć trochę fauny i ten przecudowny, romantyczny zachód słońca.