czwartek, 13 listopada 2014

Mała Fatra - pierwsze podejście

Na długi weekend jako górski cel wybraliśmy Małą Fatre. Wcześniej nie mieliśmy okazji być, plany jakieś były ale zawsze się rozmywały. 

Wycieczkę rozpoczęliśmy z parkingu Stary dwór. Parking, rozległy i bezpłatny za co wielki plus. Przemaszerowaliśmy asfaltem do Vratnej Chaty. Niedawno doliną Vratną zeszła lawina błotna, po drodze, mimo niedzieli, Słowacy przygotowywali szalunki pod mostki i takie tam... Na miejscu widać jeszcze trochę błota, ale głównie to wygląda jak plac budowy.

Dolina Vratna

Do zielonego szlaku, który prowadzi stokiem, dostaliśmy się przeskakując przez potok, który został wyłożony kamolami. Do naszej wędrówki przyłączył się mrauczący kot, jednak po chwili podejścia zrezygnował. My byliśmy wytrwalsi i tym stromym i żmudnym podejściem doszliśmy do górnej stacji kolejki. Pusto wszędzie, głucho wszędzie, okolica czeka na śnieg. Skorzystaliśmy ze stołów i zjedliśmy drugie śniadanie z widokiem na Rozsutce i Chleb. 
Podejście



Widok na Rozsutce

W stronę Małego Krywania

Posilenie ruszyliśmy na czerwony szlak w stronę Wielkiego i Małego Krywania. Pogoda była calkiem, całkiem więc postanowiliśmy jako pierwszy zdobyć Mały a wracając Wielki. Miło się szło do momentu jak przed naszym pierwszym celem zeszła piękna, wszystkozasłaniająca chmura. :) Ochota na 'iście' od razu mi odeszła i powrócił koszmar poprzedniego wyjazdu. ;) Ze szczytu widzieliśmy wielkie nic. Podczas powrotu stronę Wielkiego Krywania chmury co jakiś czas przewiewało, a w niższych partiach ich nie było.  Szczyt Wielkiego Krywania musiał dorównać mniejszemu koledze i też schował się cały w chmurze. 



Piekielnik i Wielki Krywań



Szczyt Małego Krywania

W drodze powrotnej



Wielki Rozsutec w pełnej krasie :)

Szczyt Wielkiego Krywania

Zeszliśmy więc do Chaty pod Chlebem trochę niepocieszeni. W schronisku raczej pusto, oprócz naszej dwójki była jeszcze 6 osobowa grupa Polaków, z którymi wcześniej mijaliśmy się na szlaku. Chata wywarła na nas ogólne dobre wrażenie. Pani z obsługi miła i pomocna, jedzenie dobre, warunki ok. Nocleg kosztuje 8€, prysznic 1€, wrzątek 0,30€. Rozbicie namiotu obok chaty to koszt 1€ od osoby. Miejsca noclegowe są na strychu/poddaszu gdzie wyłożone są materace. Minus jest taki, że cały czas jest ciemno i można tam spać bez końca.  ;) 

Rano jakoś zwlekliśmy się z podlogi, po wyjściu najpierw zaskoczyła mnie jasność, a zaraz po tym dotarło do mnie, że jest mgła. Zjedliśmy śniadanie, a mgła nie ustąpiła. Niespiesznie ruszyliśmy spowrotem na przełęcz, po drodze było jeszcze jako tako, ale na górze był wiatr z tego rodzaju co sam przestawia nogi (oczywiście jeśli idzie się zgodnie z jego kierunkiem). Padło hasło, że schodzimy do auta, bo to nie ma sensu. Szkoda takich fajnych gór na chmurę i wiatr.

W drodze na przełęcz

Hmm...

 Gdy zeszliśmy jakieś 300? metrów niżej zaczęło się przejaśniać... Tutaj nastąpił cały ciąg rozterek co robić. Ale porozglądaliśmy się trochę i na górze wcale sie nie przejaśniało. Pogoda była piękna, ale na dole. Nad główną granią, którą mieliśmy iść wisiała gruba, szara chmura i nie miała zamiaru się ruszyć. Jak doszliśmy do auta to dalej tam była. Na szczęście bo inaczej bym się popłakała. ;) 



Złośliwa chmura

Gdy doszliśmy do końca Doliny Vratnej ukazał nam się znak Zakaz Vstupu... hmmm... chyba jest jeszcze zamknieta z powodu prac budowlanych. Błoto towarzyszyło nam przez cały wyjazd i nie chciało się odlepiać od butów. 



Po tym weekendzie nie pozostaje nam nic innego jak wrócić na Małą Fatre i zdobyć Rozsutce (M. twierdzi, że to głupia nazwa i mowi Guźce...).