piątek, 7 sierpnia 2015

Spacer ze sznurkiem w plecaku

27.07.2015
Czyli o tym jakie były plany, a jaka rzeczywistość. :)

Skoro świt z rana ruszyliśmy w stronę Słowacji. Plan był ambitny, pogoda dobra, prognoza pogody nie do końca dobra. Dojechaliśmy do Starego Smokovca, zostawiliśmy Kromkę na parkingu (5,60E) i ruszyliśmy w stronę Hrebienioka. Nie skorzystaliśmy z kolejki terenowo-linowej, 8 euro nas odstraszyło. Drogowskazy mówią, że czeka nas 1 godzina w górę, jednak już po 36 minutach spaceru byliśmy na wysokości końcowej stacji kolejki. Chyba ktoś sobie tu biznes napędza. ;) Góry chowały się w chmurach.
Nie wiem jak to się stało, ale w dalszą drogę ruszyliśmy zielonym szlakiem przez Wodospady Zimnej Wody. Nie żałuję, że wyszło trochę dalej, bo wodospady są przepiękne. Nie zmienia to faktu, że czerwonym szlakiem do Chaty Rainera jest zdecydowanie szybciej.

Wodospad Zimnej Wody
Uwaga, łańcuchy! :)
Dalej przeszliśmy do Chaty Zamkowskiego, przy której nawet się nie zatrzymaliśmy i popędziliśmy dalej Doliną Małej Zimnej Wody w stronę Chaty Terego. Domyślacie się już jaki był nasz cel?? :)
W dolinie przewalały się chmury, czasem było widać wszystko pięknie, czasem nic. Gdzieś w połowie zaczęło kropić, taki konwekcyjny deszczyk. Dolina sama w sobie jest cudowna, zwłaszcza polana kolorowa od kwiatów.





Jeśli się nie domyślacie jaki był nasz cel to odpowiadam- Łomnica drogą Jordana. Od razu zaznaczam, że jest to trasa nie znakowana, droga wspinaczkowa, dwójkowa po grani, a więc wszystko na legalu. ;)

Łomnica (po prawej) 
Gdy dotarliśmy do schroniska chmury nadal wędrowały z doliny w górę, czasem się zatrzymując na dłużej. No i co tu robić, co tu robić? ;) Marcin wykazał się rozsądkiem i zadecydował, że nie pchamy się w górę, której nie znamy, w zmiennej pogodzie. Od razu mi ulżyło. ;)


Kozica z Terinki
Sierotka Madzisia ;)


Łomnica
Ale przecież nie będziemy wracać, trzeba iść gdzieś dalej. Zdecydowaliśmy się na Czerwoną Ławkę. Kusiło nas jeszcze podejście na Lodową przełęcz i przejście przez Mały Lodowy. Jednak z dołu Czerwona Ławka wyglądała fajniej. Po dojściu do łańcuchów założyłam kask, skoro już nosimy to wspinaczkowe tałatajstwo to niech się na coś przyda, ruszyliśmy w górę. Jak się okazało łańcuchów jest tam od groma i można przejść ten odcinek różnymi wariantami. Co ważne szlak już NIE jest jednokierunkowy (o czym jeszcze nie wiedzieliśmy). Spotkaliśmy parę osób idących "pod prąd", dwie grupy Słowaków dyskutowały na temat jednokierunkowości szlaku, idący w górę mówili, że w schronisko, ani nigdzie po drodze nie ma takiej informacji. Jak później sprawdziliśmy w 2013 roku zamontowano dodatkowe łańcuchy i udostępniono szlak w obu kierunkach. Na górę można spokojnie dojść nie używając, ani jednego łańcucha i taką wersję sobie zafundowaliśmy (miało być ambitnie;)). Zabawa jednak szybko się kończy- ledwo zaczęliśmy się wspinać, a już byliśmy na górze i trzeba było schodzić.

Mały Lodowy, wcale nie taki mały.

Czerwona Ławka (tak, na zdjęciu są ludzie).
Jeszcze się zobaczymy Łomnico. :)
Sławkowski
W czasie zejścia żółtym szlakiem do Zbójnickiej Chaty zaczęło padać, gdy byliśmy koło chaty rozlało się na dobre, dlatego weszliśmy na chwile żeby coś zjeść. Pewnie w tym czasie bylibyśmy w połowie drogi na Łomnicę. Deszcz nie ustępował więc ruszyliśmy dalej Doliną Staroleśną, która zrobiła się dosyć śliska. Pięknie musi tam być jak widać coś więcej. Dochodząc do Rainerowej Chaty zatoczyliśmy koło. W samochodzie byliśmy po 10 godzinach i 30 minutach.
Dobra zmiana planów nie jest zła. :) Gdyby ten deszcz złapał nas w drodze na Łomnicę pewnie byśmy już tam zostali, a gdyby nam się udało jakoś zejść to z pewnością nie miałabym już ochoty na żadne takie pomysły. Plan na Łomnicki szczyt dalej aktualny, ale może z innej strony. ;)

wtorek, 4 sierpnia 2015

Piątka-Kozi Wierch

25.07.2015
Wybraliśmy się w Tatry na rozgrzewkę przed urlopem. Lipiec jak to lipiec, w górach funduje zmienną pogodę, upały i burze. Pomimo, że nie udało się nam zrealizować wielkich planów, ja i tak jestem zadowolona z tego wyjazdu.
Pojechali z nami znajomi, którzy zawsze jeździli nad morze, więc stanęło przed nami wyzwanie gdzie ich zabrać żeby się podobało, a nie zniechęciło. Wybór padł na Dolinę Pięciu Stawów Polskich, a cwany plan dokładał do tego zdobycie Koziego Wierchu (przyznacie sami, że jest to wybitnie widokowy punkt i blisko z Piątki).
Wyruszyliśmy z Palenicy z całym peletonem, podziwiając różnorodność narodu. ;) Po odbiciu w Dolinę Roztoki było już luźniej, ale i tak dawno nie widziałam tylu ludzi. W lesie szło się dobrze, słońce tak nie grzało, w kosodrzewinie też było znośnie. Tak dotarliśmy do Siklawy, a później do schroniska. Nie ma się co rozpisywać.  ;)  Znajomi zostali w schronisku, a my skoczyliśmy na Kozi Wierch. Podejście czarnym szlakiem niezmiennie takie samo, prosto w górę.  Na szczycie widoki niezmiennie piękne, aż żal było schodzić.

W stronę Buczynowych

Siklawa



Pasażer na Kozi



Kościelec, Kasprowy i Giewont



Dobra wiatrówka nie jest zła :)
W trakcie drogi w dół odbył się taki oto dialog:
-Która godzina?
-15.40.
-Czyli za 20 min deszcz.
-hehe, no tak.

Po 10 min spadły pierwsze krople. Zerwał się wiatr, drzewa skrzypiały, jedno zeschnięte nie wytrzymało i padło jak długie, igły z drzew uderzały po nogach, a odwracając się w stronę Piątki było widać wielką granatową chmurę. Pędziliśmy w dół z szybkością błyskawic, aż rozlało się na dobre i nie miało już to sensu. Najstraszniejszy widok w tej sytuacji to ludzie w pelerynkach i z piwem w ręce idący sobie w górę. Tak, w górę, prosto w burzę...
Wróciliśmy mokrzy, aż miło, w końcu się ochłodziło. :) Kozi nie zawiódł.

PS.
Dodam jeszcze dialog zasłyszany wcześniej w Piątce.
Pan Toprowiec siedzi sobie przed Toprówką, a jakieś "dziki" lezą w jego stronę w chaszcze.
Pan: Są państwo poza szlakiem, proszę wrócić na szlak.
Dziki: Ale tylko zdjęcie zrobimy.
Pan: Proszę wrócić na szlak, są państwo w parku narodowym.
Dziki: Ale my tylko zdjęcie!!
Pan: Nie wolno schodzić ze szlaku.
Dziki: eeee a Pan tam siedzi!!...
Witki opadają... Toprowca zatkało chyba tak samo jak nas.