poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Korsyka GR 20 - część II

11.09.2017 poniedziałek
Wcześniejszego dnia wieczorem na przełęczy było bardzo mgliście. Rano odsłoniło się więcej widoków, jednak pogoda dalej była niemrawa, momentami nawet siąpiło. Na szczęście mogliśmy się schować w budynku, spokojnie tam zjeść śniadanie i spakować wszystkie rzeczy. 

Dzień wcześniej przed schroniskiem Paliri, widzieliśmy ostrzeżenie przed silnym wiatrem (chyba 110 km/h). Poranek jednak był spokojny. Zebraliśmy się znowu chyba jako ostatni i ruszyliśmy wariantem alpejskim (czyli górą zamiast na około 😉). Na GR20 jest kilka takich możliwości, szlak jest wtedy znakowany dwoma żółtymi kreskami. Szybko nabieramy wysokości, aby przejść przez ostry grzbiet. Trochę wieje, ale tragedii nie ma.

Widok rano

Przełęcz Bavella


Wchodzimy na pierwszą przełączkę wariantu alpejskiego

Widok na drogę przechodzącą przez przełęcz Bavella


Z za tamtych górek przyszliśmy



Już prawie przełączka...

No i widać gdzie pójdziemy dalej :)
Tutaj zaczyna się trochę trudniejszy etap, bardziej skalisty i eksponowany trawers. Jest nawet jedno miejsce ubezpieczone łańcuchem, ale nie ma się czego bać (dopóki jest sucho).







Gdy wychodzimy na kolejny grzbiet zaczyna mocniej wiać i robi się chłodno. Wita nas tam tęcza i przewalające się chmury. Gdy po krótkim odcinku znów przechodzimy na trawers z drugiej strony, wiatr ustaje i robi się ciepło (znowu jesteśmy schowani za skałami).





Im niżej schodzimy, tym cieplej się robi. Tracimy sporo wysokości, aby zejść do dna doliny którą płynie ładny strumyczek. Po drodze spotykamy psa podróżnika, który też niesie swój plecak. W kolejnych dniach było ich jeszcze kilka, czyli z czworonogami też da się przejść ten szlak.



Gorąca dolina, po lewej stronie na zboczu widać, gdzie jest kolejne schronisko



Idąc dnem doliny powoli podchodzimy pod schronisko Asinau, po drodze mijamy jeszcze owczarnie (bergerie), których jest sporo na całym szlaku. Niektóre dostosowały się do sytuacji i oferują również nocleg i posiłki.





W schronisku korzystamy z dostępu do wody i gotujemy sobie obiad. Poniżej schroniskowy cennik. Jeśli ktoś zna francuski to nawet może wiedzieć co zamawia. 😁 W schronisku warunki są raczej trudne, ale szczegółowo się nie przyglądaliśmy. Po obiedzie ruszamy dalej, stromym podejściem pod szczyt Monte Incudine. Na szlaku robi się już pusto.


Z za tych skał przyszliśmy i znowu pniemy się górę





Gdy dochodzimy na przełęcz (tuż pod szczytem) z drugiej strony jest całkiem odmienna pogoda. Nie ma sensu wchodzić na szczyt. Robimy przerwę na przebranie się i przekąskę i zaczynamy schodzić we mgłę. Jest coraz zimniej i bardzo, bardzo mocno wieje. Właściwie nie pada, ale w poprzek latają krople wody skraplające się z chmury. Jest na prawdę nieprzyjemnie i pierwszy raz żałuję, że nie mam rękawiczek. Staramy się jak najszybciej schodzić, bo im niżej tym powinno być lepiej. W końcu jesteśmy na tyle nisko, że jest spokojniej (ale nadal zimno), a my wyglądamy jak zmokłe kury. 😊




Dosyć płaskim odcinkiem wędrujemy dalej i mijamy bergeries Corce (można w niej nocować), idziemy jednak dalej do oficjalnego schroniska Matalza. Doliny są na prawdę przepiękne, ale z powodu warunków aparat wylądował w plecaku i tam już został. Jeden już został uśmiercony z powodu wilgoci... Droga trochę się dłuży, jesteśmy już zmęczeni warunkami i brakiem widoków. Po drodze spotykamy jeszcze dzikie świnie i w końcu przed naszymi oczami pojawia się upragnione schronisko.




W schronisku Matalza warunki są ciekawe. Obiekt jest "zlepkiem osobliwości". Kamienny długi budynek, dwa cyrkowe namioty, drewniane prysznice (z lodowatą wodą) i dziwna kabina, w której znajduje się prysznic z gorącą wodą (klucz tylko u właściciela). W budynku jest jadalnia oraz część noclegów. Druga część noclegów znajduje się w śmiesznym namiocie. W drugim takim samym jest zorganizowana kuchnia ogólnodostępna. Jest dużo płaskiego miejsca, nawet w miarę miękkiego. Udało nam się szybko rozbić, umyć, ugotować, zjeść i zasnąć. Pogoda i dystans dały nam tego dnia trochę w kość.



C.D.N