niedziela, 22 listopada 2015

Mięguszowiecki Szczyt Wielki

Po długiej nocy w kolibie wstaliśmy o świcie. Przymusowo zjadłam śniadanie, zdeponowaliśmy trochę rzeczy w skałach i ruszyliśmy w trasę. Ambitny plan zakładał Mięgusza drogą po głazach.

Koliba nad Hińczowskim Plesem

Początkowo idziemy ścieżką prowadzącą na Przełęcz Pod Chłopkiem, później dalej wzdłuż linii brzegowej stawu. Powoli odszukiwaliśmy kamienne kopczyki i nabieraliśmy wysokości. Szczerze to szło mi się ciężko, motywacja kulała, nie wierzyłam, że szczyt jest w moim zasięgu. Przy pokonywaniu kolejnych trudności rosła we mnie obawa o drogę powrotną, bo w mojej opinii zawsze jest trudniejsza. Jednak systematycznie pieliśmy się w górę. Gdy przeszliśmy już kruchy teren i weszliśmy w twarde skały stres trochę mi opadł.

Grań Baszt oświetlona przez wschodzące słońce
Koprowy o świcie


Hińczowskie Plesa
Całe topo ogarniał Marcin, dopiero po wszystkim oznajmił mi, że trasa jest opisywana jako trudna topograficznie. Faktycznie, pomimo kopczyków często trudno było odnaleźć drogę, na pewno jest tam parę alternatywnych tras. Wiele razy myślałam, że to niemożliwe, że tędy a jednak trzeba było tam iść. Pokonywaliśmy kolejne kominki, płyty i żleby. Gdy byliśmy już całkiem wysoko i doszliśmy do miejsca, gdzie trzeba się przeczołgać pod głazem, było wiadomo, że dobrze trafiliśmy. Grań była już na wyciągnięcie ręki.

Gdzie ta droga? ;)
Jest ekspozycja :)
Zgodnie z opisem Paryskiego... :)

 Natrafiliśmy jeszcze na jeden próg gdzie musiałam się wciągnąć na rękach i od razu zaczęłam kombinować jakim cudem zejdę nim z powrotem. Jednak byliśmy już na grani i zostało nam dosłownie parę metrów do szczytu. Udało się! :)

Widoki ze szczytu:

Krywań
Moko

Zachodnie
Wielka Trójca: Rysy, Gerlach, Wysoka
Radość jednak we mnie nie wybuchnęła, miałam w głowie cały czas wizję drogi powrotnej. Napiłam się tylko trochę herbaty i koniecznie chciałam jak najszybciej schodzić.




Dosyć szybko udało nam się zebrać i po pokonaniu górnych trudności, opuszczeniu się z progu i przeczołganiu się znowu pod skałą, odzyskałam względny spokój ducha. :) Fragment zejścia zrobiliśmy chyba nieco inaczej niż wejścia, ale od góry wszystko inaczej wygląda i inne kopczyki się ukazują oczom. Po pokonaniu dosyć stromego odcinka i (na szczęście) odbiciu w trochę innym kierunku coś zaczęło lecieć z góry... po chwili ukazała nam się pędząca w dół (szalona) kozica. Do dzisiaj nie mogę uwierzyć, że ona biegła w takim terenie i nie połamała sobie kopytek. Schodzenie zajęło nam tyle samo czasu co wchodzenie i o godz 13.30 byliśmy przy naszej kolibie zabrać depozyt i trochę odpocząć po tym wysiłku i stresach. Od naszego wyjścia rano, nad stawem zaroiło się od turystów.

Cubryna i MSW

Na samym środku pod głazem jest koliba :)

W dół schodziłam już szczęśliwa, że możemy wrócić na własnych nogach, że nie połamaliśmy kopytek. :P Była to jedna z bardziej wyczerpujących psychicznie wycieczek, nasze pierwsze takie wielkie, pozaszlakowe, wspinaczkowe wyjście. Do tego w nowych butach podejściowych, które zdały wtedy egzamin na buty wspinaczkowe. ;)

Kolorowe punkciki pnące się w górę

środa, 18 listopada 2015

Koprowy Szczyt o zachodzie słońca

Oj kiedy to było i jak to było... Muszę się wrócić pamięcią aż do września, aby wszystko odtworzyć, a dokładnie to do weekendu 12-13.09.
W sobotę, celowo popołudniem zajeżdżamy do Starego Smokowca. Jeszcze na parkingu ktoś pyta czy my też dopiero wychodzimy. Gdyby tak wiedział co mamy w planie... ;)

Trudno było o miejsce na parkingu
Dreptamy asfaltem do Popradzkiego Plesa, tam chwila przerwy i kierujemy się dalej niebieskim szlakiem do Hińczowskiego Plesa.



W stronę Doliny Złomisk

Z Popradzkiego na Blanca? ;)
Na szlaku mijamy sporo ludzi schodzących. W drodze na górę jest całkiem fajna pogoda, powiem nawet, że było za ciepło. Ku naszemu zdziwieniu nagle słychać ogromne 'pierdut'! Pierwsza myśl burza, ale skąd... Z grani odpadł kawał skały i spowodował małą lawinę kamienną, a góry niesamowicie poniosły ten dźwięk. Pewnie jakiś świstak przyhaczył ogonem. :)



W centrum schronisko pod Rysami
Przełęcz pod Chłopkiem, tym razem z drugiej strony
Po dotarciu nad staw lekko się rozglądamy i idziemy dalej na Wyżnie Koprowe Siodło, podejście jest dosyć strome, ale chyba lubimy konkretne podejścia. Nad Małym Hińczowym Plesem dostrzegamy rozbity namiot, nie będziemy sami w okolicy. :) Z przełęczy ruszamy na szczyt po bliżej nieokreślonym terenie pełnym kamieni.



Jest i namiot nad stawem :)
 Widoki z trasy są przednie, okoliczne szczyty pięknie prezentują cały swój majestat, potęgę i spokój. Gdy docieramy na szczyt pada tylko jedno pytanie; "Czemu nikt nam wcześniej nie powiedział, że tu jest tak fajnie?". A więc dla takich jak my- Idźcie na Koprowy, tam jest fajnie! :)




Wysoka nad Hińczowskim
Mięguszowiecki Szczyt Wspaniały... tzn Wielki! ;)
Szpiglasowy na pierwszym planie, w tyle Świnica, a daleko za nimi Babia





MSW i ja :P
 Na górze zjadamy zapasy plecakowe, pijemy herbatę a w międzyczasie słońce powoli chyli się ku zachodowi na koniec dając fantastyczny spektakl.





 Trzeba jednak schodzić na dół. W drodze powrotnej udało mi się nas zgubić. Droga prosta, po kamieniach a jednak się udało. Udało się też poprawić pomyłkę i odnaleźliśmy dobrą ścieżkę. Gdy znaleźliśmy się na przełęczy niebo zaczęło płonąć. Schodząc już nad staw spotkaliśmy jeszcze jakiś zbłądzonych wędrowców udających się na szczyt.



Schodząc wypatrywaliśmy już koliby i w sumie szybko się udało. Trafiliśmy bezbłędnie pod głaz gdzie można się schować na noc, urządziliśmy sobie jaskinię i było nawet przytulnie. Z widokiem na rozgwieżdżone niebo mogliśmy się udać na zasłużony odpoczynek i zregenerować siły przed wielkim atakiem szczytowym... :)

 
PS. Teraz można klikać w zdjęcia, są w większej rozdzielczości, można fundować sobie full ekrany i przenosić się bezpośrednio w góry. :)