środa, 16 września 2015

Mała Fatra, Wielki Rozszutec

Zabieram się do relacji z sierpniowego urlopu bo zaczynają mi się robić zaległości.
W sierpniu naszym celem były Alpy. U nas panowały w najlepsze upały, a tam zapowiadali deszcz. Jako opcję na przeczekanie wybraliśmy Słowację. Jednak w pierwszy dzień udało nam się dotrzeć "aż" do Korbielowa. ;) Ze względu na korki późnym wieczorem dotarliśmy do Chaty Baców przed, którą rozbiliśmy namioty. Obiekt znajduje się zaraz przy drodze, a koszt noclegu w namiocie niski (10zł od osoby). Niestety więcej o tym miejscu nie mogę powiedzieć, gdyż rano zebraliśmy w dalszą drogę. No może dodam tylko tyle, że do Żabki jest daleko. ;)

15.08
Na Słowacji postanowiliśmy się zatrzymać na campingu Tilia Gacel w Orawskiej Porubie link. Już przy rezerwacji zostaliśmy ostrzeżeni, iż tego dnia na terenie campingu będzie odbywać się rekonstrukcja bitwy. Namioty rozbijaliśmy w towarzystwie spacerujących żołnierzy i różnych wystrzałów. Nielada atrakcja. ;) Ceny pola namiotowego są przystępne, ogólnodostępne prysznice są na żetony, tak jak dostęp do pralki i kuchenki elektrycznej. W kuchni znajdują się stoliki i gniazdka elektryczne. Na całym polu jest darmowe Wi-Fi jednak działa chyba tylko pod recepcją. Dla gości jest również dostępny mały basen, a w pobliżu znajduje się restauracja.

Nasze apartamentowce i widok na Chocz

Kiedy już ogarnęliśmy namioty (z słowackiego "stan" :) i zjedliśmy obiad, postanowiliśmy uciec od tej "wojny" w góry. Pojechaliśmy więc do miejscowości Lucivna i stamtąd ruszyliśmy w górę (żółty szlak), aby może dojść do Wielkiego Rozszutca (Velky Rozsutec). Trzeba dodać, że na szlaku znaleźliśmy się po 14, cóż trochę późno... Żółty szlak wiedzie początkowo dolinką, jednak szybko ostro skręca w górę, w gęsty bukowy las. Gdy znaleźliśmy się w owym lesie zaczęło padać. Po dojściu do skraju lasu ukazała nam się polana, na której pasło się spore stado krów, a dwa pasma dalej (nad naszym Rozszutcem) szalała burza. Postanowiliśmy chwilę przeczekać bo na głowy nam nie padało, a lepiej posiedzieć sobie w lesie niż w namiocie. Burza szybko przeszła i nad nami się trochę rozjaśniło, dlatego też stwierdziliśmy, że idziemy dalej, żeby chociaż dojść na pierwszą górkę (Osnica 1363) i może zobaczyć coś naokoło. Na polanie ciężko było znaleźć szlak, przeszliśmy ją więc jakąś "krowią percią" i znowu dotarliśmy do lasu, w którym znowu zaczęło padać... Jednak tylko nas postraszyło, po paru minutach przestało i mogliśmy spokojnie zdobyć szczyt Osnicy.


Las pełniący rolę parasola

Osnica, a za nią burza. 

Krowia polana

Widok z drugiego leśnego odcinka szlaku

Osnica

Widok z Osnicy na krowią polanę
Na szczycie było tak pięknie, a Rozszutec był tak blisko, na wyciągnięcie ręki, że ktoś pierwszy ośmielił się zadać pytanie "czy idziemy dalej"... Pora dosyć późna, ale na szczycie będziemy akurat na zachód słońca, czołówki wszyscy mamy, no to idziemy! Przy zejściu na przełęcz, do damskiej części składu zaczęło dopiero docierać ile to jest 200m w dół i że później trzeba będzie tu znowu wejść. :P Sprawnie zeszliśmy na Sedlo Medziholie (1185), gdzie słońce wynagrodziło nam wszystko, światło było genialne!

Przełęcz Medziholie pod Rozszutcem
Wielki Rozszutec
 Z przełęczy szlak na szczyt wiedzie dosyć prosto w górę, szybko nabiera się wysokości. Po drodze jest parę ułatwień dla turystów, schodki, drabinki, łańcuchy. Górna część szlaku ma już (fajny) wysokogórski charakter, idzie się skalnym kominkiem i kawałek granią do głównego wierzchołka. Na Rozszutcu (1609) meldujemy się o zachodzie słońca, a w dole pięknie układa się morze mgieł. Bajeczne widoki, a jeszcze chwilę wcześniej w tym miejscu panowała burza.

Podejście na szczyt


Szczyt Wielkiego Rozszutca



Rozkoszujemy się atmosferą, ale jednak trzeba schodzić. Powstał plan, że po zejściu do przełęczy możemy iść drogą leśną wyrysowaną na mapach i świetnie widoczną z góry. Droga prowadziła zboczem gór, tyle że  kilometrowo pewnie była dłuższa niż szlak. Nudna jak flaki z olejem, ale po ciemku to opcja znacznie lepsza niż plątanie się po górach. Na trasie powrotnej mogliśmy nabrać szybkiego tempa i nie zastanawiać się gdzie mamy iść. Cała wycieczka zajęła nam ok 6 godzin. Warto było przeczekać deszcz i burze. A było to nasze drugie podejście do Małej Fatry i Rozszutca, poprzednia relacja TU.

Ośnica i poniżej leśna droga, którą wracaliśmy

3 komentarze:

  1. "Krowia perć" - dobre :D To już kolejna blogowa relacja, którą czytam z Fatry, a mnie tam wciąż nie było... Trzeba się będzie w końcu zmobilizować. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo fajne góry na jakiś treking, jest baza noclegowa, a i z rozbiciem namiotu nie powinno być problemu. :)

      Usuń
    2. "Krowia perć" - ta nazwa wymagałaby jeszcze wytłumaczenia... Krowy idąc jedna za drugą krok w krok przez podmokłą łąkę porobiły półmetrowe owalne dziury co ok jeden metr. Poruszanie się po takiej przeoranej "fali" nie należy do przyjemnych :/

      Usuń