piątek, 5 kwietnia 2019

Madera - dzień 1

Nasz blog kręci się głównie wokół górskiej tematyki, jednak postanowiliśmy sukcesywnie poszerzać nasze podróżnicze horyzonty. Żeby nie wpaść w zupełnie nieznaną przestrzeń (hotele, baseny i drinki z palemką) wybraliśmy wyspę, na której można zaleźć wiele przyrodniczych atrakcji.

Madera jest dosyć popularna i co dziwne wszyscy wracają z niej zadowoleni. Uchodzi jednak za nienajtańszy kierunek. Nawet samodzielne zorganizowanie urlopu, nie jest tutaj opcją budżetową, koszty niewiele różnią się od tych w biurach podróży (last minute of course).

Urlop mieliśmy zaplanowany na dwa pierwsze tygodnie września, ale obserwacje ofert last minute zaczęliśmy już w połowie wakacji. Loty są przeważnie we wtorek, dlatego najlepsze oferty pojawiają się w niedzielę/poniedziałek. Celowaliśmy w wylot z Katowic, Krakowa lub Wrocławia. Okazało się jednak, że wybrany przez nas termin nie był fortunny - wszyscy rzucili się na ten tydzień - zapewne za sprawą magicznego "końca wakacji", jak i Święta Wina odbywającego się w tym czasie na Maderze. Tydzień później były znacznie lepsze oferty (już od 1200zł/os). Polecam obserwować oferty w różnych terminach. My wybraliśmy się z ITAKĄ i pod poniższym linkiem znajdziecie oferty.


4.09.2018r.
Wylot z Wrocławia był niestety dosyć późno i na wyspie byliśmy mocno po północy czasu lokalnego (zmiana czasu +1 godzinę), więc tylko dotarliśmy do hotelu i od razu poszliśmy spać. Na nasze szczęście z samolotu tylko my jechaliśmy do tej lokalizacji i zostaliśmy wysłani bezpośrednio taksówką. Osoby z innych hoteli jechały transferowymi autokarami przez co ich podróż była dłuższa. 

5.09.2018r.
Po pobudce mieliśmy okazję zobaczyć Maderę pierwszy raz w świetle słonecznym. Widok z okna był cudowny. Nasz hotel był usytuowany na wzgórzu ponad Funchal, a przed nim znajdował się popularny park botaniczny (link).



Po śniadaniu zjechaliśmy hotelowym busem do centrum stolicy. Pierwsze spotkanie ze stromizną i wąskimi uliczkami zrobiło na nas wrażenie. Tego dnia pierwszym punktem programu był odbiór wypożyczonego auta. Spacerem przeszliśmy przez Funchal i od razu mogliśmy się cieszyć mobilnością i niezależnością. Jest to najlepsza opcja żeby zobaczyć jak najwięcej, w jak najkrótszym czasie.


Stacja dolna kolejki linowej, której koniec był tuż obok naszego hotelu. Popularna wersja "komunikacji miejskiej" na Maderze.



#kwiatkizawszespoko



Gdy już mogliśmy się swobodnie przemieszczać przejechaliśmy na drugą stronę wyspy (już to było samo w sobie ciekawe) i zaczęliśmy nasza przygodę od lewady Balcoes w Ribeiro Frio. Szlak jest bardzo krótki, płaski, a do tego chmury wisiały dosyć nisko i na końcu nie mogliśmy się cieszyć szerokim widokiem z balkonu. Miejsce, w którym zaczyna się szlak, słynie z hodowli pstrągów, jednak nie była to jeszcze nasza pora obiadowa.

Hodowla pstrągów








Następnie pojechaliśmy do Sao Jorge na Klif Rybaków - cel dla turystów o mocniejszych nerwach. ;) Zaczęliśmy od zejścia w stronę oceanu i trawersu gruntową ścieżką. W końcu dotarliśmy do ściany klifu, na której wyraźnie widać prowizoryczny balkon-ścieżkę, widok nie wzbudza zaufania. Ostrożnie przeszliśmy na koniec klifu, skąd było widać spory kawałek wybrzeża. Droga powrotna przez prowizoryczną konstrukcję była już trochę pewniejsza. Po przejściu jej odbiliśmy ostro w górę, aby nie robić tej samej trasy powrotnej i tak wróciliśmy do auta.



Plantacja bananów

Ścieżka do klifu rybaków

Klif rybaków


Iść czy nie iść? ;)



Widok w lewo

Widok w prawo

W pobliżu znajduje się również knajpka polecana nam przez znajomych - Casa de Palha, gdzie można zjeść przepyszny krem z krewetek podawany w chlebku. Do dzisiaj nachodzi  nas na niego ochota.

Późnym popołudniem, a właściwie już przy zachodzie słońca, odwiedziliśmy jeden z must seen Madery - półwysep św. Wawrzyńca, najbardziej wysunięty na wschód cypelek. Późna pora zapewniła nam spokój i ciszę. Połowę powrotu zaliczyliśmy już przy świetle czołówek, ale nie sprawiało to większego problemu. Największym plusem było wspaniałe światło zachodzącego słońca. Cała trasa zajmuje ok 1,5 godziny i kończy się na wzgórzu. Niestety jest tylko jedna ścieżka tam i spowrotem. Na półwyspie są wspaniałe widoki, ścieżka przechodzi raz jedną, raz drugą stroną wyspy, a wokoło jest tylko ocean. Czerwony kolor skał robi bardzo egzotyczny, marsjański widok.




W oddali widać klif rybaków na którym byliśmy parę godzin wcześniej




Na środku kadru widać ludzi na ścieżce w ścianie :)








Pierwszy dzień był bardzo aktywny i pełen atrakcji. Bez samochodu nie udałoby nam się zobaczyć nawet połowy. A na Maderze jest co oglądać. :)