czwartek, 7 lipca 2016

Mooserboden, Kaprun, Austria

W maju zrobiliśmy sobie tygodniowy urlop. Początkowo planowany był jakiś trekking z namiotem ale ze względu na warunki zimowo/wiosenne zdecydowaliśmy się na tryb ataków pozycyjnych. ;)

21-22.05.2016
Po długiej podróży wylądowaliśmy na parkingu w Kaprun. Teraz trzeba było załadować wszystkie graty na plecy i ruszyć w górę. Energii i entuzjazmu starczyło nam tylko na zjedzenie śniadania. :D Nikomu nie chciało się ruszać po średnio lub w ogóle nieprzespanej nocy. Naszym celem na ten dzień było dotarcie nad Moserboden- jeziora zaporowego na wysokości ok 2000. W sezonie turystycznym można tam dotrzeć za pomocą naziemnej platformy wyciągowej (nie mam pojęcia jak to nazwać;) i autobusu. Jednak w maju wszystko jest jeszcze zamknięte i miejsce świeci pustkami. Cały kompleks nazywa się Hochgebirgsstauseen i zapewnia piękne widoki. :)

Ta ławka jest taka wygodna...
Początek drogi prowadzi dosyć "zielonym" terenem, po drodze mijamy wodospady i przechodzimy przez parę krótkich tuneli. Mamy też pomysł żeby iść schodami wzdłuż szyn dla platformy, ale szybko z tego rezygnujemy z powodu pełnego słońca. Droga w lesie jest znacznie przyjemniejsza.

Tam idziemy!




Kuszący skrót, ale w lesie zdecydowanie lepiej się idzie
Słupy, kable, wszędzie kable...
Pniemy się coraz wyżej, ale cały czas towarzyszą nam linie wysokiego napięcia, gdyż zapory (bo są dwie) służą elektrowni znajdującej się w tym miejscu. Docieramy do podstawy pierwszej zapory i szutrową drogę zamieniamy na asfalt, by po chwili stanąć przed pierwszym tunelem (którym mogą jeździć tylko autobusy). Grzecznie kierujemy się na szlak, a tam czeka na nas niemiła niespodzianka- ewidentny brak mostu. Teren jest mocno eksponowany więc skakanie z plecami nie wchodzi w grę. Długą chwilę kombinujemy i próbujemy znaleźć jakieś obejście, jednak bezskutecznie. Wracamy więc przed tunel i włazimy pomimo zakazu. Tak dostajemy się na szczyt pierwszej zapory, skąd widać drugą oraz drogę prowadzącą do niej. Widoki bajkowe a kolor wody powala. Resztę trasy pokonujemy za każdym razem tunelami (jest ich ok. 5), na wszelki wypadek gdyby brakowało jeszcze jakiegoś mostu. w jednym tunelu spotkaliśmy nawet świstaka! Niestety biedny się zestresował i uciekał w górę, a gdy brakło mu sił zaczął się wspinać na skalne ściany tunelu.


Przeszkoda w postaci braku mostka, na zdjęciu wygląda na łatwą do przeskoczenia, na żywo było zdecydowanie za daleko i za stromo po lewej stronie


 Kolor wody w jeziorach jest niesamowity, pięknie to wszystko wygląda razem z ośnieżonymi szczytami i uroczymi chatkami. Do tego cisza i spokój, hałasują tylko świstaki, które wydawały mi się wyjątkowo tłuste. ;) Zapewne w sezonie to miejsce traci nieco na uroku.

Znalazłam dom! ;)


W końcu docieramy do szczytu drugiej zapory, gdzie znajduje się schronisko, restauracja i przystanek autobusowy- wszystko na szczęście zamknięte! ;) Jesteśmy przygotowani na nocleg w namiocie i już powoli powinniśmy zacząć się rozglądać gdzie go rozłożyć, chłopaki idą dalej zaporą, a ja postanawiam jeszcze porozglądać się naokoło schroniska. No i strzał w dziesiątkę! Otwarty Winterraum! Ale nie dość, że otwarty to w środku jest gorąco, jest prąd, jest ciepła woda i kibelek z papierem toaletowym. Drogowskaz do Winterraumu leżał sobie na ziemi bo wytopiła się zaspa w którą był wbity. Dobrze, że go nie przeoczyliśmy.





Grosses Wiesbachhorn
Widać nasz jutrzejszy cel- Grosses Wiesbachhorn (3564) i po drodze zamknięte o tej porze schronisko Heinrich-Schwaiger-Haus (2802). Z racji na luksusowy nocleg mamy czas na zdjęcia, kolację, umycie się i całkiem wcześnie kładziemy się spać. Wstajemy jeszcze przed świtem, nawet sprawnie się zbieramy i wychodzimy na szlak o 5.20. Świt powoli oświetla okoliczne szczyty. Przechodzimy do końca zapory i trochę się uzbrajamy w szpej, od tej pory czka nas już górski teren. Początkowo idzie sprawnie, później dochodzimy do szlaku chyba na skróty i już szlakiem trawersujemy zbocze. Jest stromo, daleko w dole widać dno doliny. Gdy dochodzimy do miejsca gdzie zaczynają się "zygzaki" w górę mam ochotę się wrócić, ale że sama nie mogę to muszę iść w górę. W tym miejscu zakładamy raki i wiążemy się liną. W górę idziemy trochę śniegiem, trochę "niewiadomoczym", cały czas jest mocno stromo. Dochodzimy pod skałkę gdzie mamy mały problem z ilością śniegu- jest go na tyle dużo, że w połączeniu z mocnym nachyleniem praktycznie nie daje zrobić kroku w górę.









 Jakoś udaje nam się pokonać ten próg, idziemy jeszcze kawałek i znowu napotykamy na ten sam problem. Dochodzi do tego słońce, które właśnie wyszło z za grani i zaczyna mocno operować. Pada decyzja o odwrocie (ku uciesze zgadnijcie kogo :P). Osiągnęliśmy wysokość ok 2500, jest 9 rano a my wracamy. :)




Ale dzień nie jest jeszcze stracony! Wracając zdobyliśmy Hochenburg (2108), górka która króluje nad zaporą, są na niej nawet obite drogi wspinaczkowe. Wracamy do naszego luksusowego schronu i pakujemy manatki.









Wracamy w doliny i zmieniamy nieco lokalizację, na kolejne dni zapowiadają pogorszenie pogody. Wiesbachhorn musi jeszcze poczekać. :)

2 komentarze:

  1. Szkoda, że Was ten Grosses Wiesbachhorn nie puścił. Ten szczyt wpadł mi w oko jak byłam na Glocku. Od tamtej strony bardzo ciekawie wygląda. Zdjęcie "Panienka z okienka" najlepsze :D To z wygodną ławką też dobre :D

    OdpowiedzUsuń