niedziela, 1 lutego 2015

Rysy 30.12.2014

Takiego opóźnienia jeszcze nie miałam. ;) Miesiąc zajęło mi zabranie się za relację z Rysów.
Nasze drugie podejście zapowiadało się lepiej. Nowe raki zostały przetestowane, a pogodowe wróżki mówiły o lepszych warunkach. Wiedzieliśmy też, że nie ma co się spieszyć rano.

Wyruszyliśmy ze schroniska gdy słońce już wstało, widoki były obiecujące. Przed nami było już parę śladów. Standardowo (już trzeci raz) przedreptaliśmy przez Morskie Oko i dalej nad Czarny Staw. Bardziej podoba mi się to podejście w wersji zimowej. :) Przez Czarny Staw jeszcze nikt nie przeszedł, założyliśmy prosty ślad do szlaku na Rysy. Poranne słońce pięknie oświetlało szczyty.





Po pierwszym podejściu, zrobiliśmy przerwę na herbatę, udało mi się jeszcze zjeść kanapkę na wpół zamarzniętą. Śnieg był bardzo zmrożony, trzeszczało i piszczało pod nogami aż miło. ;) Szliśmy mniej więcej w okolicy szlaku, tyle że prosto pod górę, bez żadnych zygzaków i trawersów. W wersji zimowej szlak w górnej części nie prowadzi grzędą z łańcuchami tylko rysą obok. "Wbiliśmy" się w rysę i tak szliśmy sobie i szliśmy. Ta rysa na serio ciągnie się i ciągnie. Z daleka wydaje się o wiele krótsza. ;) Nachylenie terenu jest spore, jednak moje obawy były mniejsze niż dnia poprzedniego na Kazalnicy. Tutaj w razie "w" opcja w dół była tylko rysą, a nie w jakieś przepaście.

Miejsce pierwszej herbatki 


Gdy byliśmy już dosyć wysoko, spotkaliśmy pierwszą osobę "schodzącą", a raczej wykonującą dupozjazd... Owego turystę zapowiedziały nam spadające bryłki lodu, śniegu i kamieni (śniegu nie było zbyt wiele). Gdyby ktoś szukał takiej informacji- tak na Rysy w zimie powinno się mieć kask. :) Każdy schodzi jak lubi, ale jednak w takiej sytuacji jest się odpowiedzialnym za bezpieczeństwo innych. Trafnie podsumował to później ktoś inny- "nie jest to eleganckie i co to za przyjemność poobijać sobie jajka". ;) Tego dnia nie mieliśmy szczęścia do turystów idących w przeciwnym kierunku, drugi schodzący podczas mijanki z nami, objechał kawałek i jego rak zatrzymał się dosłownie centymetr przed moją ręką. W głowie już myślałam gdzie się zatrzymamy, na szczęście skończyło się tylko na wielkich oczach.

Wyszliśmy w końcu z rysy, na grani w miejscu łączącym się ze szlakiem letnim. Oj jak tam wiało! Na szczęście tylko na krótkim odcinku z łańcuchami. Po paru minutach byliśmy już na szczycie! :) Warunki jak marzenie, piękne słoneczko i chmury w dolinach. Trochę tylko zimno, podobno -23 i wiatr. Po obfoceniu wszystkiego na około, zeszliśmy poniżej szczytu żeby w słońcu i bez takiego wiatru napić się i zjeść coś. Niestety zjedzenie kanapek było niemożliwe bez popicia, zamarzły na kość. Za to Góralki dały radę! :)








Moją radość ze zdobycia szczytu nieco przyćmiewała świadomość, że to dopiero połowa sukcesu. Czekało nas jeszcze zejście, jednak byłam spokojna po treningu dzień wcześniej. Na zejściu rysą prawie cały czas szłam tyłem asekurując się czekanem, mimo, że kawałkami dało się przodem, mi było tak wygodniej i czułam się bezpieczniej. Przez to ciągłe wbijanie czekana w śnieg, prawa dłoń w pewnym momencie zaczęła mi odmarzać (wtf?! przecież nie było mi w nią zimno). Niemiłe to uczucie, szczypie, boli, piecze wszystko złe na raz. Chociaż rozum podpowiada, ze to dobrze, że się rozgrzewa, to nie wiadomo co zrobić, wsadzić w śnieg czy grzać. Po chwili minęło, ale zaczęłam już obmyślać plan jak schodzić z czekanem w lewej ręce. Dalsze schodzenie już nie przysporzyło nam niespodzianek. Spotkaliśmy jeszcze dwie osoby idące w górę. Z naszych obliczeń wyszło, że tego dnia od strony polskiej szczyt zdobyło 10 osób. Dumą się napełniłam gdy z mojej analizy wyszło, że byłam pierwszą i jedyną kobietą tego dnia na Rysach (od strony polskiej). Nie ma to jak odpowiednio nazwać fakty. ;)


Do schroniska wróciliśmy po 9 godzinach od wyjścia, przy czym schodziliśmy spacerkiem, już się nie spiesząc. Nie licząc tego, że na Czarnym Stawie i Moku momentami biegłam. Mobilizowały mnie do tego odgłosy pękającego lodu i nie chciałam utonąć podczas wyprawy na Rysy. :) A stawy coraz bardziej zamarzały i wypiętrzały się co powodowało prawdopodobnie te odgłosy (jest jakiś geograf na sali?:)).

Pod schroniskiem byłam lekko zamarznięta z wierzchu i szczęśliwa w środku, że nie utonęłam. :)

PS. Filmik ze szczytu tutaj.

7 komentarzy:

  1. Świetne zdjęcia! Te pierwsze z podejścia na Czarny Staw takie mhroczne... super. Gratulacje za zimowe Rysy. Ja na dach Polski wdrapałam się jak na razie tylko w warunkach letnich. No i dobrze, że nowe raki wytrzymały presję swoich poprzedników i nie dały ciała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! :) Ja byłam trzeci raz, ale pierwszy coś widziałam. :)

      Usuń
  2. Gratuluję zdobycia Rysów zimą :-) Pogoda ładna, ale faktycznie wiało wtedy. J
    a w tym dniu niestety musiałem zrezygnować z wejścia na Łomnicę. Zbytnio się zmęczyliśmy podczas przecierania zawianego szlaku.

    I dobrze, że raki dały radę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. :) Dzień wcześniej podobno wiatr w rysie wiał ze wszystkich stron, my przynajmniej tam mieliśmy spokój.
      Widzę, że podobne rejony odwiedzamy. :)

      Usuń
    2. Hehe, zdarza mi się odwiedzać Tatry Wysokie również, nie tylko te szlakowe, ale również coś poza ;-) A na Łomnicę ostatecznie wszedłem, ale dzień później ;-)

      Usuń
  3. Zdjęcia - bajka :) Graty za pomyślne wejście i zejście ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie. :) zejścia są chyba ważniejsze niż wejścia. ;)

      Usuń