Nie mieliśmy noclegu, rzeczy schroniskowe zostawiliśmy w domu, ale tym początkowo się nie przejmowaliśmy. Mieliśmy inny cel- Liptowskie Mury czyli grań od Szpiglasowego do Gładkiego Wiechu. Przygotowani i obładowani ruszyliśmy asfaltem w stronę Wodogrzmotów. Gdzieś w połowie drogi spotkała nas niemiła niespodzianka, zaczął padać deszcz. Raz mniej, raz bardziej, ale ciągle nie dawał spokoju. Dzień wcześniej żadnego znaki na ziemi i niebie (tzn. żadne cudowne strony z pogodą) nie wskazywały nawet milimetra opadu... Chwilę trwała wewnętrzna walka i zewnętrzna debata co teraz. Wniosek wysunął się taki, że jak pójdziemy do Piątki i będzie dalej padać to tylko zmoknie nam lina, upadną morale i w najbliższym czasie nie zrealizujemy tego planu, gdyż stotysięczne z rzędu podchodzenie Doliną Roztoki jest już z deczka nudnawe. Wycof spod Wodogrzmotów zaliczony. :D
Ale co tu robić jak pada, a wracać nie będziemy bo parking zapłacony. :P Skierowaliśmy się w stronę schroniska w Roztoce. Nigdy nie było nam tam po drodze więc była to świetna okazja do odwiedzenia nowego miejsca. Zejście było bardzo oblodzone, ale jakoś boczkiem doszliśmy na dół (tak lenistwo zwyciężyło i nie ubraliśmy raków). W schronisku mają baaaardzo dobrze zaopatrzoną górską biblioteczkę, ciekawe gry i wygodne do spania ławy. :) Gdy się trochę przejaśniło i przestało padać zebraliśmy się, tym razem zakładając raki i jak się okazało, w górę było dużo szybciej niż w dół. Znaleźliśmy nocleg na dwa dni u zaprzyjaźnionego górala i mogliśmy planować dalszy pobyt.
Cdn. :)
Taka zima, raz jest lód, a raz ni ma. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz