15.09.2019
Durny Szczyt - dla nas trzynasty z czternastu wierzchołków do Wielkiej Korony Tatr. Nie wiem dlaczego, ale miałam przed nim tremę. Może ze względu na przerwę we wspinaczce w Tarach, może ze względu na różne opinie o trudności tego szczytu. Jednak trzeba było wziąć Durnego za rogi. 😃
Wybraliśmy standardową opcję od strony chaty Terego, z planowanym później zjazdem. Szlakowa droga do schroniska już mi spowszedniała, szłam nią z nadzieją, że to ostatni raz w ramach WKT. Mimo tego patrząc na chatę z dołu, zawsze doceniam ogrom progu tej doliny.
Już widać Chatę Terego |
Tam idziemy! |
Lodowy |
Barania Rogi |
Durny 😉 |
Z przełęczy ruszamy dalej granią, najpierw na Mały Durny, a później już na docelowy szczyt. Droga jest widoczna i wygląda bardzo ciekawie. Teren jest zróżnicowany, jest wiele miejsc, gdzie można się fajnie powspinać.
Durny Szczyt |
Szczyt zdobywamy bez komplikacji, te pojawiają się gdy szukamy miejsca zjazdu. Schodzimy kawałek jakimś żlebem, jednak wygląda on coraz mniej przyjaźnie i wracamy na szczyt. Obchodzimy go z każdej strony w poszukiwaniu punktu zjazdowego i tracimy cenny czas. Ostatecznie decydujemy się na powrót tą samą drogą. Ze zjazdu nici. 😑
Droga w dół już nie przynosi nam emocji, wiadomo gdzie iść. Jesteśmy lekko zawiedzeni, że nie udało nam się zjechać, później przeszukujemy internet w poszukiwaniu zdjęć, na których widoczny byłby punk zjazdowy. Może ktoś z Was takie posiada?
W naszej przygodzie z WKT został nam jeszcze do zdobycia tylko Gerlach. Najwyższy klejnot w koronie na koniec - nie planowaliśmy tego, samo tak wyszło.