środa, 10 września 2014

Tatry Niżne

Czyli tydzień z namiotem w pięknych, bliskich i chyba mało popularnych górach. Tatry Niżne to pasmo usytuowane równolegle do Tatr, najwyższy szczyt to Dumbier 2043m.n.p.m. Po resztę informacji geograficznych odsyłam Was w Internety. :) 

RELACJA

Nasza wycieczka zaczęła się w Opolu. O 00:50 wsiedliśmy do Polskiego Busa do Zakopanego, który na miejscu był (jak zwykle) punktualnie o 6 rano. Po 15 min wsiedliśmy do autobusu do Popradu. Za kolejne 1,5 godz wysiedliśmy na Słowacji. Na dworcu w Popradzie wyczekaliśmy się  na autobus do Telgart, który niby jechał wcześniej, ale jednak później. ;) Tym sposobem przeczekaliśmy deszcz i w poniedziałek w samo południe ruszyliśmy na szlak.

Plan był prosty- przejść Tatry Niżne granią, cały czas czerwonym szlakiem, który jest częścią europejskiego szlaku długodystansowego E8. 

Szlak zaczyna się od żmudnego podejścia na Kralovą Hole, na której znajduje się maszt. Na początku prowadzi przez las, gdzie w wiatrołomie zgubiliśmy szlak, później wzdłuż pięknej linii energetycznej i kończy się połoninami. Na szczycie w budynku wieży jest zawsze otwarty przedsionek w którym można spać. My rozbiliśmy namiot trochę dalej na Orlovej, niestety niebo zaszło chmurami.

Omijanie wiatrołomu.

Wiatrołom.

Zagubieni.

Napieramy!

Piękna linia.

Pierwsza woda na szlaku.

Kralova Hola.

Kralova Hola.

Camp 1.

Rano chmury zeszły nisko w doliny i odsłoniły widok na Tatry, a przez pobliskie przełęcze przelewały się mgły... :) Zaczynam odnosić wrażenie, że wyprawy dzielą się na te w Tatrach i na te, z których widać Tatry. ;)

Tatry.

Tatry.

Tatry.

Po śniadaniu i sesji zdjęciowej ruszyliśmy dalej. Pierwszy raz spotkaliśmy Pana Świstaka! :) 

Pan Świstak!

Dotarliśmy do utulni Andrejcova i na drugie śniadanie postanowiliśmy zjeść kiełbasę z ogniska. Krąg był zrobiony, w utulni drewno i siekierka, źródełko siedem kroków niżej, po prostu idealnie. Okazało się jednak, że survival nie jest naszą mocną stroną i z wilgotnego drewna nie jest tak łatwo rozpalić ogień. Z pomocą przyszła nasza turystyczna kuchenka gazowa. Raz, dwa i kiełbasy nie było, nawet dla tamtejszych kotów nic nie zostało. Ruszyliśmy pokrzepieni mięsiwem, a aromat dymu ciągnął się za nami jeszcze parę ładnych kilometrów.

Utulnia Andrejcova.
Kotek! :)

Droga była miła i przyjemna dopóki nie zaczęliśmy schodzić z Velkej Vapenicy, zejście jest długie i strome, wynagradzały to jednak pyszne, leśne maliny. W całych Tatrach Niżnych jest masę malin i borówek, jeśli ktoś ma słabą silną wolę to powinien doliczyć to do czasu przejścia. Po zejściu uzupełniliśmy zapas wody na Priehybie. Jest tam strumyk, wiata i kosz na śmieci. :) Dalsza droga prowadziła nas już do miejsca noclegu, czyli Sedlo Homolka, gdzie nieprawdopodobnie wiało. Płaskie miejsce nadające się na rozbicie namiotu nie było osłonięte kosodrzewiną, we mgle nie było widać żadnego, lepszego miejsca, a w pobliżu było źródełko. Na szczęście w naszej trzyosobowej ekipie jest dwóch inżynierów i konstrukcja naszego namiotu została szybko udoskonalona. Noc nie była najprzyjemniejsza, cały czas gwiżdżenie, świszczenie i podmuchy wiatru uderzające o namiot. Ale tutaj warto zaznaczyć, że nasz namiot dał radę i możemy go polecić z czystym sumieniem.


Paskudne zejście. 

Malinowy szlak.

Wietrzysko.

Camp 2.
Po na wpół przespanej nocy nie pozostało nam nic innego jak ruszyć dalej. Na naszej trasie znalazła się utulnia Ramza, gdzie, jak wynikało z relacji ostatnich noclegowiczów, w nocy było pełno ludzi. Koło utulni jest źródło, jak wskazuje znak, 247m wyżej. Zrobiliśmy tam małe pranie, bo pogoda dawała nadzieje na wysuszenie go na plecaku.

Omnomnom.

 Naszym następnym, upragnionym (!) punktem była przełęcz Certovica (1238m n.p.m). Tak szybko tam pędziliśmy, że zgubiliśmy szlak. :) Trzeba się pilnować, bo jest tam dużo ścieżek wydeptanych przez grzybiarzy/jagodziarzy/zagubionych turystów i łatwo o pomyłkę. Tym razem z pomocą przyszedł nam telefon i aplikacja TrekBuddy. Gdy dotarliśmy na przełęcz wszyscy byli szczęśliwi, wyglądało to mniej więcej tak... :)

Tak... ;)

W restauracji napełniliśmy brzuchy i butelki. Nasze kolejne miejsce noclegowe znalazło się 400m (w pionie) wyżej, na szczycie Rovienky. Płaski kawałek za kosodrzewiną, widok na Dumbier, suche drewno... czego chcieć więcej. :)

W górę i w górę.

Tak, poprzedniej nocy wiało.

Camp 3.


Widok na Dumbier.

Dzień czwarty (nikt już nie wiedział jaki jest dzień tygodnia) przywitał nas piękną pogodą i widokiem na jeden z naszych celów- Dumbier. Ładna pogoda przestała mi się podobać jak tylko szlak zaczął prowadzić stroną, po której nie wiało.

Uff jak gorąco...

Chopok w oddali.

 Po drodze jest schronisko, w którym uzupełniliśmy kalorie i chłonęliśmy istotę wędrowania.


Po zdobyciu Dumbiera nasze kroki zostały skierowane na ścieżkę na Chopok. Jako, że jest to popularny ośrodek narciarski i z dwóch stron kursowała kolejka, mieliśmy nadzieję na kawałek łazienki. Zawiedliśmy się, w restauracji/schronisku można kupić tylko butelkowaną wodę. Na swoje potrzeby filtrują deszczówkę.
Widok z Dumbiera na Chopok.

 Ruszyliśmy dalej, planując nocleg przy najbliższym źródełku i tak dotarliśmy do Krizske sedlo. Zachód słońca przegapiliśmy z powodu mycia w lodowatej wodzie, po pewnym czasie są inne priorytety, choćby dla dobra innych ludzi. ;)

Camp 4.

Rano wstaliśmy o świcie, słońce powoli wychylało się znad szczytu Polany.Gdy szykowaliśmy się do śniadania, a jednoosobowa ekspedycja wybyła po wodę, okazało się, że rozbiliśmy namiot na miejscu śniadania kozic. W tych niesamowitych okolicznościach zjedliśmy śniadanie wspólnie, one skubały trawkę, a my piąty dzień Mleczne Starty z Biedronki...

Kozica.
Więcej kozic.

Kolejne kozice


Zadanie na ten dzień było jasne, dojść jak najdalej żeby na następny dzień mieć jak najbliżej do autobusu. No i tak przeszliśmy całą zachodnią część pasma, aż do przełęczy Hadlanka. Odcinek ten jest już w miarę płaski, trochę pod górę, trochę w dół i tak parę razy, jedno ostre zejście i jedno ostre podejście, jak to w górach. :)  Ostatnie ostre podejście znajduje się tuż za utulnią Hiadelskie sedlo. W pobliżu utulni jest bardzo urocze źródełko.


Utulnia pod Chabenecem.




W rzeczonej utulni mieszkają myszki polne, jest nawet ostrzeżenie żeby zabezpieczyć swoje śniadanie. Jedna nam się pokazała i wtedy zdecydowaliśmy iść dalej. Namiot rozbijaliśmy już po ciemku, długo nie było płaskiego kawałka podłogi. Rozbiliśmy się tuż obok patyka z drogowskazami, tak trochę na środku szlaku. Jakiś turysta jeszcze nas minął grubo po zmroku, a rano zdążyliśmy się zwinąć przed wszystkimi.

Camp 5.

Ostatni dzień zafundował nam jeszcze trochę deszczu, tak żebyśmy mieli mix pogodowy podczas wyjazdu. Dwie godziny zejścia i byliśmy u bram cywilizacji w Donovaly. Autobusem pojechaliśmy do Ruzomberoka, a dalej pociągiem do Ziliny, Zwardonia, Katowic (który się zepsuł po drodze i o mało co byśmy nie utknęli w Katowicach na noc) i do Opola pociągiem, który dzięki uprzejmości obsługi na nas poczekał. Na miejsce dotarliśmy przed 22 czyli lekko licząc w 12 godzin.
Ostatnie podejście i jesteśmy po drugiej stronie drogi w Donovaly. :)

Zilina Velky Kebab. ;) 
Piękne góry, mało ludzi, świetne widoki, wiele możliwości, dobry dojazd...
WARTO ! :)



INFORMACJE
Noclegi zapewniał nam Husky Bright i spisał się na medal. :) W Tatrach Niżnych można spać w utulniach czyli chatach/szałasach/wiatach przy których jest źródło wody, nocleg jest tam zupełnie za darmo.
Mapę wydrukowaliśmy i zaznaczyliśmy na niej utulnie i źródła wody. Te informacje można sprawdzić na stronie mapy.hiking.sk. Wiedza gdzie jest woda jest mega, mega przydatna gdy się idzie z namiotem.  
Koszt dojazdu to 35 zł Polski Bus (przy wcześniejszej rezerwacji bilety są tańsze), 20 zł autobus do Popradu i 2.10 € autobus do Telgart. Z powrotem za autobus z Donovaly do Ruzomberoka zapłaciliśmy ok 2€ i 0,50 za bagaż, do Ziliny pociąg 2,64€, do Zwardonia 4,10€, do Katowic 17/9,80zł (studencki) i do Opola  48zł za 3 bilety (Promocja  Ty i raz, dwa, trzy czy coś takiego). 
Jedzonko- nasze żywienie opierało się głównie na kuskusie i suszonej wołowinie, do tego bulionetki, suszone warzywa, raz tuńczyk, mleczne starty, bakalie i suszone owoce, słodycze i to co dało się kupić po drodze. :)
Możemy udostępnić naszą mapę i zdjęcia z drogowskazami i rozkładami jazdy. Jeśli macie jakieś pytania to pytajcie. :)

Pozdrawiam,
Magda.